Ogłoszenia

[22.06.2015] Ekhem... Minął prawie rok od XIX rozdziału. Rok akademicki ma jednak to do siebie, że skutecznie utrudnia zrobienie sobie przerwy koniecznej do napisania czegokolwiek, co nie jest bezpośrednio związanego ze studiami. Bardzo przykro mi pożegnać historię Susan Harrington, jednak rozdział XX jest rozdziałem ostatnim i ostatecznie zamyka dzieje księżniczki i przyszłej królowej Loredanii. Opowieść księżniczki jest pierwszą zamkniętą formą, jaką udało mi się kiedykolwiek napisać. Tworzenie jej zajęło dobrych kilka lat. Większość jest napisana infantylnie, część pewnie po prostu źle, czułam jednak, że muszę zakończyć to dzieło.
A teraz? Czeka mnie, być może poprawienie i dopracowanie konceptu, a może stworzenie czegoś zupełnie nowego, tym razem przemyślanego od początku do końca, publikowanego odcinkowo, ale dopiero po napisaniu całości.
Cóż, w życiu większości wielbicieli książek przychodzi taki czas, że chcą spróbować własnych sił w pisaniu. W moim życiu też tak było i bez względu na jakość przyszłych pomysłów, na pewno nie zakończę zmyślania fantastycznych, czasami absurdalnych historii. Zastanawiania się, co by było gdyby... akcja potoczyła się inaczej, bohater nie spotkał tego i owego. Jak wyglądało życie innych bohaterów. Czekają na odkrycie z pewnością inne, całkiem nowe opowieści, które chętnie później przedstawię, mimo że będą to tylko grafomańskie popisy, nie mające nic wspólnego z prawdziwą literaturą tworzoną przez utalentowanych ludzi z pomysłem. Pisanie i tworzenie sprawia jednak dużo radości i pozwala na zaszycie się gdzieś daleko od zgiełku rzeczywistego świata ^_^
Tak więc pozdrawiam i do zobaczenia :)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Opowieść księżniczki: Rozdział XX

            Susan krążyła niespokojnie po gabinecie dyrektora, zastanawiając się, jak to wszystko się skończy. Jeżeli będą mieli szczęście może Voldemort nie zaatakuje szkoły, a jeżeli nie… No cóż, pozostawało mieć nadzieję, że nauczyciele są tak zdolnymi czarodziejami, jak jej się zawsze wydawało. Rozmyślania przerwał jej nagły hałas na korytarzu. Co tam do diaska mogło się zdarzyć…
            - Pani profesor, byłaby pani łaskawa sprawdzić, co się dzieje – poprosiła jedną z byłych dyrektorek. Na szczęście na odpowiedź nie musiała długo czekać.
            - Istny chaos, istny chaos, nieprawdopodobne – kilku dyrektorów zniknęło ze swoich portretów, zapewne, żeby sprawdzić, co takiego zobaczyła kobieta. – Wszystkie zbroje ożywione, pilnują zamku, Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać zbliża się do Hogwartu, nauczyciele rozpoczęli ewakuację uczniów – po ostatnich słowach pozostali dyrektorzy również poznikali ze swoich portretów, wszyscy, prócz Dumbledore’a.
            - A pan? Nie idzie pan zobaczyć na własne oczy, co się dzieje? – zapytała Susan, opadając w końcu na krzesło.
            - Podobnie jak ty, nie mogę już w niczym pomóc, drogie dziecko. Zostawmy więc sprawy ich własnemu biegowi. Voldemort zmierza do zamku, moi koledzy z pewnością wiedzą, co należy robić.
            - Łatwo panu mówić – mruknęła, ale pozostała na miejscu, pamiętając, co mówił Severus, zanim wybiegł z pokoju. Podejrzewała, że Snape zostawił byłemu dyrektorowi dla niej jakieś wskazówki, jednak wyglądało na to, że wstrzymuje się z opowiedzeniem jej o nich do odpowiedniej chwili – zupełnie jak za życia. Nigdy nie mówił wszystkiego, co wie.
            - Wiem, że przygotowujecie się do walki – rozległo się nagle, Susan wstrzymała oddech. – Próżne są wasze nadzieje. Mnie nie można pokonać. Nie chcę was zabijać. Żywię głęboki szacunek do nauczycieli Hogwartu. Nie chcę przelewać krwi czarodziejów.
            - To, to… – wymamrotała Susan.
            - Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry’ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy.
            - W rzeczy samej, wydaje się, że Voldemort dotarł do terenów Hogwartu. Bardzo prawdopodobne, że zdążył się również spotkać z Severusem – ton Dumbledore’a brzmiał zupełnie, jakby prowadził jakieś uniwersyteckie rozważania.
Tymczasem bitwa wisiała w powietrzu, a panna Harrington miała poważne wątpliwości, czy wyjdzie z tego żywa, a do północy zostało jedynie pół godziny.

- Myślę, że nadszedł czas byś udała się do prywatnych komnat Severusa za gabinetem, który zajmował, zanim został dyrektorem – odezwał się Dumbledore o północy ze swojego portretu. – Nie waż się go opuszczać, nie ważne, co by się działo, rozumiesz? Jeżeli ktoś wejdzie, wtedy, tylko wtedy możesz uciec przejściem ukrytym pod biurkiem. Tajnym korytarzem dotrzesz na błonia Hogwartu, a stamtąd, cóż... Polecam boisko do quidditcha, istnieje pewne prawdopodobieństwo, że tam będziesz bezpieczna.
- Dziękuję, profesorze Dumbledore, ja...
- Uważaj na siebie, Severus nigdy by mi nie wybaczył straty kolejnej kobiety, którą obiecałem chronić... – Susan z ręką na klamce obejrzała się na portret.
- Co właściwie...
- Idź już – Albus Dumbledore zniknął z portretu. Panna Harrington była przekonana, że zrobił to specjalnie i że wróci, jak tylko ona przekroczy próg tego pokoju. Wybiegła jednak na schody, gdyż odgłosy brzmiące jak rozbijanie kamiennych posągów i krzyki walczących robiły się coraz głośniejsze, co dowodziło, że walka już rozgrywa się w zamku i że jest coraz bliżej gabinetu dyrektora. Susan nie miała żadnych szans wspomóc broniących zamku, a plątanie się pod nogami walczących czarodziejów z pewnością byłoby jedną z największych głupot, jakie mogła w tej chwili zrobić, więc najszybciej jak mogła pokonywała kolejne korytarze i klatki schodowe. Nagle cały zamek zadygotał, jeden z obrazów spadł na podłogę, Susan przystanęła na chwilę, ale nie sposób było dociec, co właściwie się działo. Panna Harrington pobiegła więc dalej, na pierwszym piętrze natknęła się na grupkę uczniów z wyciągniętymi różdżkami, którzy zajmowali miejsca przy oknach. Wydający polecenia nauczyciel ledwie ją zauważył, więc pospieszyła dalej. Przy zejściu do lochów, zamek ponownie zatrząsł się w posadach, kobieta potknęła się i spadła z kilku ostatnich stopni. Nie było jednak czasu na przeklinanie, które zwykle w takich wypadkach następowało, księżniczka gnała dalej, aż do drzwi starego gabinetu Snape’a.
Tutaj jednak natrafiła na pierwszą przeszkodę. Wejście było zamknięte.
- Nie, nie wierzę – jęknęła. – Nie teraz, proszę, otwórzcie się – ściany zamku ponownie zadygotały, kawałek dalej odpadła część sufitu. – Błagam, nie mam czasu – wrota ani drgnęły. Susan opadła zrezygnowana na posadzkę. To koniec, nie dostanę się do tego gabinetu. Nie mam szans.
Po chwili jednak otrząsnęła się i zaczęła krążyć wokoło. Myśl, myśl. Jakie hasło mógł wymyślić Severus do własnego gabinetu. Cholera, obiecał mi patronusa ze wskazówkami. Zamkiem ponownie wstrząsnęło, panna Harrington usłyszała jakieś krzyki dochodzące z Sali Wejściowej, a potem – ku jej uldze – pojawił się przed nią oślepiająco jasny patronus o kształcie łani, wyszeptał głosem Severusa Lily i natychmiast zniknął.
- Lily, Lily, proszę, niech to zadziała – drzwi skrzypnęły i otworzyły się. Susan natychmiast schowała się i cicho przymknęła je za sobą. Chwilę przedtem kątem oka dostrzegła kilku śmierciożerców wybiegających zza załomu korytarza i miała ogromną nadzieję, że jej nie zauważyli. Była pewna, że coś takiego jak hasło, by ich nie zatrzymało.

- Jestem pewien. Widziałem jak ktoś wchodził do tego pokoju – Susan jęknęła w duchu i na palcach podeszła do biurka, pod którym leżał stary dywan. Uniosła go lekko i wypatrzyła klapę w podłodze.
- Są zamknięte. Daj spokój, nikt nie zdążyłby ich tak szybko magicznie zapieczętować – kobieta uniosła klapę lekko i wślizgnęła się do środka. Wewnątrz było tak ciemno, że nie dostrzegała nawet konturów miejsca, w którym się znalazła. Usłyszała kolejny huk, bardzo blisko. Nie czekała, żeby zobaczyć, czy śmierciożercom udało się wysadzić drzwi, po omacku ruszyła w głąb wąskiego korytarza, jedną rękę trzymając przed sobą, a drugą trzymając przy ścianie.

W chwili gdy wyszła na szkolne błonia dostrzegła w pełni to, co się do tej pory działo. Mnóstwo walczących czarodziejów, olbrzymy, dementorzy... chwila, czy to... Potter? Kilka patronusów rozpędziło straszliwych strażników Azkabanu i Susan już była pewna, że widzi Harry’ego i jego przyjaciół. Chwilę później biegli w stronę Wierzby Bijącej, unieruchomili ją jakąś gałęzią i... zniknęli. Co tam się... Uchyliła się w samą porę, śmignęło nad nią czyjeś zaklęcie. Rozejrzała się w poszukiwaniu tego, kto je rzucił. Jeden ze śmierciożerców ją zauważył, cofnęła się do tunelu, ale tu usłyszała głuche uderzenia stóp o posadzkę, a chwilę później oślepiło ją zbliżające się światło. Padła na posadzkę w ostatniej chwili, kolejne zaklęcie chybiło, poczuła jednak, że ktoś chwyta ją za ramię i oświeca twarz różdżką. W oczach wezbrały jej łzy, nie, dlaczego?, tak bardzo nie chciała, żeby wszystko zakończyło się w tym ciemnym tunelu. Nawet nie pożegnała się z bliskimi, bezmyślnie opuściła dom, udając się do swojego pałacu mimo zakazów Dumbledore’a. Była pewna, że się uda, ale nic nie było tak, jak miało. Teraz pewnie zginie, nikt nawet nie znajdzie jej ciała w tym ponurym, ukrytym przejściu.
- Czy to nie ta... księżniczka tego tam...
- Oczywiście, że ona – rozległ się głos tuż nad ich głowami. – To ta mała. Dawajcie ją tu. Jestem pewien, że Czarny Pan ucieszy się i z takiego prezentu, w razie braku Pottera – wciągnęli ją na błonia. Nie mieli jednak szczęścia, trzech śmierciożerców rzucało się na otwartym polu w oczy. Dwóch zostało trafionych czyimiś zaklęciami, a trzeci nie zważając na nią uciekł w przeciwnym kierunku. Susan odetchnęła i ponownie zamarła, gdy głos Voldemorta zabrzmiał nad Hogwartem:
- Walczyliście dzielnie. Lord Voldemort potrafi docenić męstwo. Ponieśliście ciężkie straty. Jeśli nadal będziecie stawiać opór, czeka was śmierć. Wszystkich. Nie pragnę tego. Każda przelana kropla krwi czarodziejów to strata i marnotrawstwo. Lord Voldemort jest litościwy. Natychmiast rozkażę moim oddziałom, aby się wycofały. Macie godzinę. Zbierzcie ciała swoich zmarłych. Zajmijcie się rannymi. A teraz zwracam się do ciebie, Harry Potterze. Pozwoliłeś, by twoi przyjaciele zginęli za ciebie, zamiast otwarcie stawić mi czoło. Będę na ciebie czekał w Zakazanym Lesie. Przez godzinę. Jeśli się nie pojawisz, jeśli się nie poddasz, bitwa znowu rozgorzeje, ale tym razem ja sam ruszę do boju, Harry Potterze, odnajdę cię i ukarzę każdego mężczyznę, kobietę i dziecko, którzy będą próbowali ukryć cię przede mną. Masz godzinę.
Panna Harrington rozejrzała się po okolicy. Czarodzieje i śmierciożercy rozdzielili się, wszystkie pozostałe stworzenia również zamarły posłuszne poleceniom Voldemorta. Błonia opustoszały. Susan zdobyła się na wysiłek i na drżących nogach ruszyła w stronę miejsca, gdzie zniknął wcześniej Potter. Nie dotarła jeszcze na miejsce, gdy trójka przyjaciół wybiegła z wnętrza Wierzby Bijącej wspominając po drodze nazwisko Severusa. Susan pełna najgorszych przeczuć wślizgnęła się do otworu pod drzewem. Nigdy tu nie była. Dostanie się pod Wierzbę Bijącą dla osoby bez uzdolnień magicznych było właściwie niewykonalne. Poza tym, nie miała pojęcia, że tu również znajduje się jakiś tunel. Wreszcie dotarła do jego końca, zobaczyła obskurny pokój i...
- Sev, nie. Och, Severusie – patrzyła na białoszarą twarz Snape’a z krwawiącą jeszcze raną na szyi. Spojrzała prosto w nieruchome, puste, czarne oczy – błagam, błagam, żeby nie było za późno – wyciągnęła z szaty flakonik z jakimś eliksirem i wlała profesorowi do gardła, z którego dobył się straszliwy charkot:
- Rana...
- A tttak – wydobyła kolejną fiolkę i zalała ziejącą ranę na szyi. Severus oddychał ciężko, ale życie dosięgło oczu, chociaż twarz nie odzyskała koloru. Rana się zamknęła i przestała krwawić.
- A jednak – westchnął Snape. – Dumbledore znowu miał rację. Czarny Pan próbował mnie zabić.
- Sev...
- Na szczęście eliksir hibernacji zadziałał poprawnie, a ty mimo początkowej głupoty przypomniałaś sobie o śmiertelnej ranie, Harrington – Susan tylko uśmiechnęła się na tę złośliwość, Mistrz Eliksirów zdecydowanie wracał do życia.
- Harry Potter nie żyje. Został zabity, gdy uciekał, ratując siebie, podczas gdy wielu z was oddało za niego życie. Niesiemy wam jego ciało jako dowód na to, że wasz bohater zginął. Zwyciężyliśmy. Straciliście połowę ludzi. Moi śmierciożercy przewyższają was liczebnie, a Chłopca, Który Przeżył, już nie ma. Zakończmy tę wojnę. Każdy, kto postanowi dalej walczyć, mężczyzna, kobieta czy dziecko, zostanie uśmiercony, podobnie jak wszyscy członkowie jego rodziny. Wyjdźcie z zamku, padnijcie przede mną na kolana, a daruję wam życie. Życie zachowają też wasi rodzice i wasze dzieci, wasi bracia i wasze siostry. Przebaczę wszystkim i razem zbudujemy nowy świat.
- Nic tu po nas Susan. Jeżeli to prawda, nie damy rady im pomóc A jeżeli Potter, jak przewidywał Dumbledore, mimo wszystko przeżył, nic już nie chroni Czarnego Pana przed śmiercią. Myśmy wykonali swoje zadanie – chwycił ją za rękę i deportowali się do domu Snape’a na Spinner’s End.


Koniec